niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział I. Nowa Era

     Od dwóch dni padał rzęsisty deszcz. Te popołudnie niczym nie odbiegało od poprzednich, no może tylko tym, iż wreszcie wjechali na w miarę znośną drogę.
     Młody panicz Cyprien przysypiał w siodle, obrzydliwie charcząc, zupełnie jakby miał się zaraz zakrztusić własną śliną. W momencie kulminacyjnym, wydawał z siebie najgłośniejszy dźwięk, zapowietrzał się i budził. Jadąca tuż obok na karym rumaku jego towarzyszka Edlin, była nękana przez demonki Boga kaca, które przywołała zeszłej nocy używając nadmiaru bimbru. Pamiętała postój w karczmie, na pograniczu rubieży którymi teraz jechali. Tam własnie zaopatrzyli się w niezły zapas samogonu, który wczoraj spożyli. Hmm, a raczej ona sama spożyła, bo Cyprien nie lubił mocnych trunków... Wolał patrzeć na cycki karczmarki które latały w lewo i w prawo gdy przynosiła im tacę ze smakołykami – tylko dlatego tolerował tą całą maskaradę, chociaż za żadne skarby nie przyznałby tego głośno. A później jak już wszyscy poszli spać pod stołem, też się chłopaczyna nie nudził...
     Spadający z konia Cyprien wreszcie się ocknął i nie był wcale w lepszej kondycji niż Edlin. Nie chodziło tu o alkohol, a złamane serce - cierpiał z powodu opuszczenia ukochanej. Żalił się i szlochał ale to nic nie dało. Edlin i tak go nie słuchała. Potrząsała co chwilę głową, lecz demonki nadal harcowały w jej głowie. Rozejrzała się gwałtownie w poszukiwaniu swego kapelusza. Gdy zobaczyła, iż ten spoczywa na głowie chłopaka, strzeliła mu z otwartej dłoni w tył głowy i złapała kapelusz. Własność wróciła do właściciela.
     - Co ty robisz?! - krzyknął ochrypniętym a zarazem cienkim głosem. Tu on był panem z bogatej rodziny, ona tylko służącą. Niestety, sprawy wyglądały zupełnie inaczej.
     - Jak to co? - warknęła niegrzecznie czując jak ból rozsadza jej czaszkę. - To mój kapelusz, śmieciu. Dotknij go jeszcze raz, a nie będziesz już miał na co go założyć. - Demonstracyjnie mocniej przycisnęła go do głowy usypanej hebanowymi pasmami włosów. Gdy podróżowali wolała mieć na głowie kapelusz, czuła się bezpieczniej.
     - Zamilcz, głupia... - Cyprien urwał, nie mogąc dobrać odpowiednich słów. Był przecież porządnym, dobrze wychowanym młodzieńcem, a Edlin tylko jego wulgarną służką. Szczerze powiedziawszy bał się jej jak diabłów, nie tylko przez jej porywczy charakter i agresję, zarówno słowną, jak i fizyczną. Miała żółte oczy, niczym demon z otchłani, potrafiła kłamać jak z nut i była jedyną osobą która znała drogę do stolicy, a był niemal pewny, że mogłaby zostawić go w środku lasu, gdyby ją porządnie rozzłościł. Poza tym, była pięć lat starsza. 
     - ZAMILCZ? Ty... –  oczy Edlin nagle się zwęziły i jej twarz przybrała wyraz wściekłości. - Jak śmiesz, jesteś tylko nędzną kupką gnoju, którego taszczę za sobą, jak piąte koło u wozu! Przeklęty idiota, uprzykrzający mi życie... Gdyby mi nie zależało na pieniądzach, jakie dostanę za dostarczenie ciebie do domu, zostawiłabym cię jeszcze na początku wyprawy. Jesteś mi jak gówno na podeszwie i żadnej wdzięczności, żadnej!
     - Edlin... - zaczął gniewnie, ale stracił rezon, zdjęty jej paskudną mową i strachem. - Nie mów takich odrażających słów w mojej obecności. Należy mi się jakiś szacunek. 
     - Mam głęboko w dupie, czy są odrażające. Nie będę okazywać Ci szacunku, jeśli sam mi go nie okazujesz, o.
     Cyprien miał ochotę przypomnieć jej o tym, że on jest tu panem, a ona służącą, ale postanowił to przemilczeć, obawiając się nowego potoku przekleństw. Co prawda, bardziej mu się nie podobało to, że sa skierowane przeciwko niemu, niż że w ogóle padają. 
     - O cholera! - nagle zawołała Edlin, jakby z przerażeniem i zleciała z konia. Wylądowała na ziemi lekko, więc raczej nie z bólu jęknęła. 
     - O co ci znowu chodzi, ladacznico?! - wrzasnął Cyprien kierując na nią zażenowane spojrzenie. 
     Edlin popatrzyła na niego złotymi, okrągłymi niczym spodki oczami. Oddychała szybko, zupełnie jakby się śmiertelnie przestraszyła. Przyłożyła palec do ust, każąc chłopakowi zamilknąć. Powoli wstała. Ze strachem sięgnęła do torby wiszącej w jukach u boku konia. Drżącymi rękami dotknęła materiału. Poruszył się nieznacznie, a ona aż jęknęła. Zamknęła mocno oczy i włożyła dłonie do środka. Po chwili krzywiąc się wyciągnęła je.
     W dłoniach miała coś czarnego, nie większego od jabłka. Po dłuższej chwili leżenia na dłoniach dziewczyny, niespokojnie się poruszyło, wydając z siebie groźny dźwięk. 
     - Na Boga, co to jest? - odezwał się drżącym głosem Cyprien, który przyglądał się temu z otwartymi ustami. - To chyba... Szczur.
     - Gówno prawda. - rozległ się nagle cichy, nieprzyjemny głos.
     Edlin wydawała się być mniej zszokowana niż Cyprien, chociaż to ona trzymała owe coś w rękach. 
     - Jesteś nietoperzem. - stwierdziła rzeczowo Edlin, chociaż nie mogła pozbyć się drżenia w głosie. Cyprien czuł jak zbiera go na wymioty.
     - Gówno prawda. 
     - Umiesz mówić tylko to!? - zawołała ze złością, dotykając kciukiem puchatego brzuszka zwierzątka. Zwierzątko okazało się być wyjątkowo agresywne i ugryzło dziewczynę w palca. - Auuu! - zawyła z bólu, ale powstrzymała się od zrzucenia istoty na ziemie. - To cholerstwo gryzie!
     - Oczywiscie, że gryzę, mała dziwko! - odparł pseudo-nietoperz świecąc żółtymi oczkami w kierunku Edlin.
     - Co jak co, ale jeśli jest tu ktoś mały, to na pewno nie ja. - syknęła i kątem oka zobaczyła, że Cyprien jest zielony na twarzy. - Jak masz na imię, nietoperzu?
     - Nie jestem nietoperzem! - zawył wściekle. - Jestem demonem - Bogiem! Widziałaś kiedyś gadającego nietoperza?
     - Będę rzygał. – oznajmił słabo chłopak, ale został zignorowany. Ta kurwa własnie gadała z demonem. Rozmawiała z nim jakby rozmawiała z normalnym człowiekiem. A przecież tak wiele razy ratował ją i przysięgał że mimo tych cholernych, żółtych ślepi jest normalna, nie cudzołoży z demonami, nie para się magią... Mogli już ją tyle razy spalić...
     - Nie, podobnie jak demona. – odpowiedziała Edlin, mrużąc oczy. - Gadaj więc jak się nazywasz.
     - Imanuentius. 
     - Co? - mruknęła ze złością. - Jestem prostą dziewczyną, nie rozumiem takich trudnych słów. 
     - Imanuentius! - powtórzył dumnie. - Jestem jednym z Przeklętych Bogów... – mina dziewczyny wciąż była zagubiona. – Bogiem z Uciętym Łbem za zdradę, kojarzysz... – Edlin ledwie dostrzegalnie pokręciła głową. Była tylko służącą, znała tylko tych dobrych bogów. – Bóg Straconych, władający przeznaczeniem, chroniącym swoich wybranków. Opiekun... Przyswajasz informacje? Jestem twoim opiekunem.
     - Po jaką cholerę przybyłeś mnie chronić? - zawołała odkładając demona na siodło jej klaczy. Powiedzmy, że uwierzyła w tą bajkę. Cyprien chciałby od razu spalić go na stosie - zapewne razem z nią, ale Edlin uznała tą małą szkaradę za niezły przedmiot do zabawy. 
     - Też mi coś... - mruknął demon i wydał z siebie dźwięk który zapewne miał być pogardliwym śmiechem. - Myślisz, że z własnej woli wpadłem do jakiejś obrzyganej karczmy na zadupiu i patrzyłem jak chlasz z wieśniakami? - zrobił wymowną pauzę, by dziewczyna miała czas na rozmyślanie. - Przyzwałaś mnie. Zrobiłaś to po pijaku, całkiem nieświadomie. Złożyłaś mi piękną ofiarę i błagałaś o pomoc. Aaale byłaś nawalona, w sztok po prostu! To był tak żałosny widok że postanowiłem na prawdę Ci pomóc w życiu. Postanowiłem również, że przemilczę do rana i zrobię wam niespodziankę. Tak, zaiste jestem miłosiernym i nieprzewidywalnym Bogiem... - do klimatu brakowało płonących domów i złowieszczego śmiechu. Szczerze, to całe przedstawienie demona było tak żałosne, że Edlin zachciało się śmiać, ale nie miała serca przerywać. - Oto nadeszła nowa era, gdy Bogowie zaczną zstępować na ziemię i bratać się z ich sługami, ramię w ramię staną na zgliszczach cywilizacji, spluną na spalone truchła niewiernych. Tak bowiem mówi Przeklęty Bóg Przeznaczenia, każdy to wie.
     Edlin przełknęła ślinę, przyglądając się małej, czarnej kulce na siodle. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć usłyszała dziwny jęk. Panicz Cyprien jak worek kartofli zsunął się z konia i głucho uderzył ciałem o ziemię. Pokręciła głową i z ciężkim westchnieniem zdjęła demona z siodła, by sama na nim usiąść. Po raz pierwszy w jej nudnym życiu nie wiedziała co robić.

1 komentarz:

  1. Muszę przyznać, że naprawdę mi się podoba, mimo kilku błędów, które momentami psuły nastrój (albo może po prostu za bardzo się czepiam). W każdym razie muszę Cię pochwalić za taki sposób pisania, a raczej prowadzenia narracji - dodaje specyficznego humoru i otacza fabułę ciekawą aurą. W dodatku główni bohaterowie wyjątkowo przypadli mi do gustu. Szczególnie Edlin, która nie daje sobie w kaszę dmuchać :D
    Sam demon natomiast mnie zaintrygował. To zdecydowanie moje klimaty. I ta "przepowiednia" na końcu rozdziału... Zapowiada się ciekawie, nie powiem.
    Czekam na dalszą część i polecam zatrudnić do pomocy betę.
    Pozdrawiam.

    szkola-zabijania

    OdpowiedzUsuń