wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział II. Mały "szwindel" nie jest zły

      Panicz siedział sztywno na koniu, wpatrując się z swoje sine z zimna dłonie gładzące grzbiet zwierzęcia. Jego ogier był bielutki, za to klacz jego towarzyszki kara jak noc. Błyszczała złowieszczo w świetle wschodzącego słońca. A dziewczyna błyszczała jeszcze straszniej. 
      Przez ostatnią dobę nie trudziła się chowaniem pod kapeluszem. Włosy jej powiewały na delikatnym wietrze, zawijając się od wilgotnego powietrza. Swoim przybyciem demon dał jej więcej pewności siebie i arogancji, wzbudzała strach w chłopaku, i to było wystarczającą zaletą. Miała go na smyczy.
      Edlin przerwała ciszę przeciągając się niczym kot i wydała z siebie długie ziewnięcie. Uśmiechnęła się, mrużąc zaspane, małe oczka. 
      - No, Cyprienku... - zamruczała drapiąc się w potylicę. - Nie siedź taki skwaszony! Masz minę jakby... - zaczęła rozbawionym tonem, ale zamilkła nie chcąc niszczyć ich stosunków, które ostatnim czasem i tak się pogorszyły. Czarna kulka siedząca na głowie, między uszami konia widocznie nie miała żadnych oporów. 
      - Jakby ci kto do gaci nasrał! - odparowała zachrypniętym głosem i zaczęła rechotać. Skierowała swój mały łepek w kierunku dziewczyny, ale ta tylko pokręciła głową. Demon natychmiastowo ucichł. 
      Od czasu gdy wyszło na jaw, że dziewczyna para się magią i przywołała do siebie tego małego demona, Cyprien uporczywie milczał, jakby chciał tym ukarać Edlin. Ona przyjmowała to jednak z wdzięcznością, ale nie chciała, by całkowicie stracił do niej zaufanie. A z demonem, tak czy inaczej, zaprzyjaźniła się na swój dziwny sposób. Mieli podobne poczucie wartości i humoru. Więc Cyprien ubolewał nad swoim losem jeszcze bardziej. 
      - Nie bądź dupa. - jęknął demon ochryple zerkając na dziewczynę. Zdążyli się już do siebie przyzwyczaić i sobie podporządkować. Nikt z nich jeszcze nie wiedział kto jest dla kogo panem, Edlin dla Imanuentiusa czy odwrotnie, ale tolerowali się nawzajem i to było najważniejsze. Co śmieszne, dziewczyna wciąż niepotrafiąca wymówić tego skomplikowanego imienia, nazwała demona pieszczotliwym zdrobnieniem "Mu", co jakoś nikomu nie przeszkadzało. 
      - Zamknij się, Mu. - mruknęła Edlin odwracając się. - Nie pomagasz.
      Zrobiło się już całkowicie jasno, świergot skowronka przybrał na sile. Edlin uśmiechnęła się błogo wdychając świeże powietrze. Kochała przebywać wśród drzew czy zwierząt - była prawdziwym dzieckiem natury. Przecież była prostą dziewczyną ze wsi, tylko że kryła w sobie ogrom przerażających tajemnic i mrocznych sekretów pozaziemskich. Ci który wiedzieli czym trudzi się Edlin, tylko drżeli na myśl co ona kryje. A sama Edlin starała się zachować pozory, żyła normalnie. Była pomocna, potrafiła pracować, lubiła czytać książki i pić mocne trunki, dawała od czasu do czasu tym którzy zasługiwali. Nic skomplikowanego. 
      Tego dnia przebyli wiele staj, jechali non stop w ciszy i żadne z nich nie odważyło się odezwać. Cisze tylko co jakiś czas przerywały rubaszne dowcipy Mu, których nie wiadomo gdzie się nauczył.
      - Jej cycki były tak ogromne, że posiadały własne pole grawitacyjne... - zawył zanosząc się śmiechem. Zauważyła, że używał mnóstwa słów, których nawet ona sama nie znała, ale starała się to ignorować, gdyż zawsze zbywał jej pytania. Nawet jeśli był żałosną kulką czarnej sierści z żółtymi oczkami, nie był z tego świata i przerażał ją w pewnien sposób.
      - Hej Mu, jak jest w piekle? - przemogła się Edlin i zapytała wesoło gdy wjeżdżali do miasta. Zmienianie tematu było jedynym co potrafiła w takich sytuacjach. 
      - Kiedyś się przekonasz. - wymruczał.
    - Nie wątpię. - odpowiedziała tym samym tonem. - Ale to mnie bardzo ciekawi... Jest tam gorąco i buchają płomienie? 
      - Skądże. Wszystko jest skute lodem i panuje tam przeraźliwe zimno. 
    - Też pasuje. - zamruczała Edlin nakładając kaptur peleryny na głowę. - A tak właściwie... Dlaczego jesteś taki mały i puszysty? Demony wyglądają chyba inaczej... No i dlaczego mówisz naszym językiem? Demony mówią jak my?
      - A pies cię chędożył, Edlin! Może się jeszcze zapytasz czy uprawiamy rolę w Otchłani? Tym małym gównem jestem, bo mnie ludzie nie mogą zobaczyć, taką mnie stworzyłaś. A mówić się nauczyłem. Nie zapominaj, że cicho siedziałem u ciebie w kieszeni gdy balowaliście w karczmie. Stąd ten typowy dla ciebie, rozległy wachlarz bluźnierstw... 
      - Uczysz się aż tak szybko? - dziewczyna aż otworzyła usta ze zdziwienia.
      - Nie jestem byle jakim demonem. 
      Później znów zapadła cisza. Dotarli do karczmy, wzięli oddzielne pokoje, kolację zjedli razem, następnie Cyprien uciekł do swojego pokoju a Edlin została by "biesiadować" z mężczyznami przy kuflach piwa. 
      Po paru godzinach picia wracała chwiejnym krokiem do swojego pokoju, ale ktoś pociągnął ją za ramię i wciągnął do innego. Była zbyt pijana by jakkolwiek zareagować. 
      - Siadaj i milcz. - rozkazał władczo. Edlin zobaczyła Cypriena. - Gdzie to twoje małe gówno?!
      - Śpi w pokoju... - wybełkotała.
      - Dobrze, słuchaj mnie teraz! Nie wiem jak to zrobiłaś, świadomie czy nie, ale masz to odesłać z powrotem. Nie obchodzi mnie czy czarami, czy domowymi sposobami, to ma zniknąć. Zabij to małe gówno, utop, albo odeślij po swojemu, wszystko jego. Ale jeśli tego nie zrobisz, oddam cię w ręce władz. Jestem szlachcicem, moje słowo się liczy. Pokarzę im tą małą pokrakę i spłoniecie razem. 
      Edlin przypatrywała mu się dużymi, okrągłymi jak spodki oczami. 
     - Musisz dać mi trochę czasu... - zamruczała wlokąc się do wyjścia. Trzasnęła za sobą drzwiami i wróciła do siebie. 
      Padła na siennik i a w jej głowie już zaczął tworzyć się plan. Plan który musiał w znacznym stopniu zadowolić Cypriena i odrobinę również Mu, jednak w największym stopniu musiał zadowalać ją. 

***



      Niechętne spojrzenia rzucane przez Cypriena siedzącego przy ławie na drugim końcu sali z trudem odciągnęły Edlin od przystojnego blondyna, przyszłego dziedzica owej karczmy. Cóż, karczma ze szlaku nie ucieknie, przecież mogłaby zawsze wpaść na chwilę gdy ta cała historia się zakończy. Jednak na razie musiała dalej niańczyć bachora.
      - Czego chcesz? - warknęła gdy podeszła do stolika. Jak zwykle jej wzrok pełen pogardy zatrzymał się na rudawym, dziewiczym wąsiku, po czym uciekł ku jego błękitnym oczom. Miała dość patrzenia na tę gębę od czasu gdy zamieszkała w ich dworze. I wciąż nie przywykła.
      Cyprien rozglądnął się ukradkiem i spojrzał na nią pytająco, unosząc brwi. ''Nie uwierzę, jeśli powiesz, że nic nie pamiętasz'' mówiła jego mina. Edlin skrzywiła się tylko.
      - Odesłałam go. - powiedziała obojętnie.
      Gdyby Cyprien pił teraz piwo, z pewnością by się nim zakrztusił i oblał.
      - Jak to?!
      - Jak to jak? Jak go przyzwałam, tak go odeślę, nie wiem w czym problem. Nie patrz tak na mnie, bo zaczynasz mnie denerwować, mały śmieciu. Spróbuj tylko się nie słuchać, a przyzwę coś większego. -wymruczała po czym odwróciwszy się na pięcie, ruszyła do swojej izby. 
      - I co? - czarna kulka śmignęła pomiędzy rozrzuconymi na podłodze ubraniami. 
      - Nic. Złapał się. - westchnęła ciężko i sięgnęła po demona. Delikatnie położyła go na stoliku i poczęła sprzątać swoje rzeczy. - Jesteś pewien, że zdołasz to zrobić? - zapytała niepewnie, odwrócona plecami. 
      - A co takiego to wielkiego kogoś opętać? - żachnął się. 
      Wzruszyła ramionami i powróciła do swoich czynności. Mieli niecałe dwa tygodnie wędrówki przed sobą, może i trzy razem z noclegami i fanaberiami Cypriena. Musieli zdążyć przed pełnią. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz